Nasza droga

Ciężko jest opisać drogę jaką przeszliśmy przez ten rok odkąd dowiedzieliśmy się, że Alicja jest tak ciężko chora.

Pamiętam tamten dzień, 20 stycznia trafiliśmy na Odział Hematologii i Onkologii w Chorzowie. Samo wejście na ten oddział było niczym wkroczenie do innego świata. Biegające po korytarzu dzieci z łysymi główkami, ich matki wesołe, beztrosko rozmawiające o tym co oglądały w telewizji, tatusiowie grający z pociechami na xboksie, a pośród nich my- ja i mój mąż trzymający Alicję na rękach. Zaprowadzono nas na salę i poproszono o przyjście z córką do pokoju zabiegowego; krzyk, płacz i strach w oczach naszego dziecka kiedy po raz pierwszy miało zakładany wenflon. Pamiętam, że miałam ochotę zabrać wtedy Alę i uciekać, uciekać byle najdalej od tego miejsca. W końcu nadeszła noc, a wraz z nią milion pytań, co jest naszemu dziecku, co przyniesie jutro, było dużo łez. Byłam wtedy w 4 miesiącu ciąży z braciszkiem Alicji- Dominikiem i kompletnie nie wiedziałam jak sobie poukładać to wszystko w głowie.

Potem nastały kolejne dni, a wraz z nimi seria badań aby rozpoznać co jest Alicji. Rezonans,tomograf- to były obce mi nazwy. Każda matka, która była przy usypianiu swojego dziecka zna to uczucie- straszna niemoc, lęk, natłok myśli, najgorszy jest moment usypiania kiedy rączki dziecka wczepiają się w ciebie szukając pomocy, kiedy widzisz jej strach przed panią, która chce podać środek usypiający, kiedy dziecko jest aż mokre ze strachu a ty nie możesz nic zrobić aby ukoić strach. Leczymy się już ponad rok, a te obrazy cały czas są świeże.

Aż nadszedł ten dzień kiedy usłyszeliśmy co jest Alusi- NEUROBLASTOMA IV stopnia, najgorszy stopień kliniczny, rozległe przerzuty, poważne rokowania. Byłam sama kiedy Pani lekarz prowadzący przekazywał mi te informację. Szok, niedowierzanie, a przede wszystkim poczucie osamotnienia i bezradności to to co wtedy czułam. Zresztą to uczucie towarzyszy mi do tej pory. Trochę trwało zanim poukładałam sobie to wszystko w głowie, wyznaczyłam sobie cel-ALICJA MUSI WYZDROWIEĆ. Odtąd zasypiałam i budziłam się tylko z tą myślą. Dużo przeszłyśmy z Alusią, nie podejrzewałam, że moje dziecko jest tak silne i tyle umie przetrwać i pokonać. Nigdy się nie skarżyła, przez całe leczenie uśmiech nie schodził z jej buzi. Gorzej było ze mną, przechodziliśmy kryzys z mężem, było bardzo dużo niedomówień między nami, miałam do niego dużo żalu, że nie pomógł mi przejść tej drogi, odciął się od nas, zamknął w swoim smutku i nie dopuszczał mnie do siebie. Dopiero gdy w międzyczasie zmarła moja mama (nieszczęścia chodzą grupowo) trochę się między nami polepszyło, zaczęliśmy rozmawiać. Mąż powiedział mi wtedy, że nie umie sam sobie z tym poradzić, że boi się że stracimy Alicję. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że on też ma prawo przeżyć to wszystko na swój sposób, że on też cierpi.

Choroba dziecka bardzo hartuje rodziców- osobiście nigdy bym nie powiedziała, że tyle jestem w stanie doświadczyć, przeżyć, w pewien sposób uodporniłam się na pewne sprawy. Matki chorych dzieci to wojowniczki, wszystkiemu dadzą radę- takie jest moje odczucie. Choroba dziecka to przede wszystkim odnajdywanie prawdziwej "ja". Nasze słabości, lęki odchodzą w dal- liczą się tylko nasze dzieci, ich uśmiech, ich łzy i to byśmy zawsze były przy nich.

Chciałabym jeszcze jedno napisać o mojej, a właściwie do mojej córki: ALUSIU PRZESZŁAŚ TAK DŁUGĄ, CIĘŻKĄ DROGĘ, DROGĘ W KTÓREJ CZĘSTO TOWARZYSZYŁ STRACH, PŁACZ, BÓL. POKAZAŁAŚ NAM RODZICOM JAK WALCZYĆ, JAK POKONYWAĆ PRZECIWNOŚCI, KAŻDEGO DNIA POKAZUJESZ NAM JAK WIELKIM JESTEŚ DAREM OD BOGA DLA NAS. KOCHANIE JESTEŚMY DUMNI, ŻE JESTEŚMY TWOIMI RODZICAMI.

Kasia, mama Alusi

17 komentarzy:

  1. Kasiu, notabene moja imienniczko, pięknie napisałaś.
    Znam strach i niemoc, gdy nie wiesz co jest Twojemu dziecku, moja córka została zdiagnozowana, będzie brała leki do końca życia, które, mam nadzieję, będzie długie i szczęśliwe.
    Ma choroby, z którymi da się żyć.
    Życzę Tobie z całego serca, by Alusia wyzdrowiała i cieszyła się życiem. Wierzę, że tak właśnie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. wrocławianka27 marca 2013 11:56

    Kasiu- powtórzę to co wyżej-pięknie to napisałaś.
    Znam bardzo dobrze to, co przeżywacie. Walczyliśmy cztery lata o życie syna Piotrka i wiem, że co to strach i niepewność.Miał raka kości.
    Ale z mojego doświadczenia powiem-ciesz się każdym dniem, każdą chwilą nie zatruwaj jej zbytnim strachem, bo nikt z nas do końca nie wie co przyniesie przyszłość.
    Z całego serca życzę , aby Wam się udało, żeby Alusia wygrała.
    Nasze przeżycia i refleksje opisałam w książce "MISZCZU mistrz życia"-jest o tym, że można żyć z rakiem nie gubiąc optymizmu i marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu-mogę tylko powtórzyć -pięknie napisałaś.
    Dobrze wiem co przeżywasz i czujesz,ile sił i determinacji potrzeba, żeby to wytrzymać. Przez cztery lata walczyliśmy o życie naszego syna Piotrka-miał raka kości.
    Z własnego doświadczenia powiem-ciesz się każdym dniem, każdą chwilą, daje to siłę do przetrwania trudnych momentów.
    Z całego serca życzę wygranej Alusi.
    Nasze przeżycia i moje refleksje opisałam w książce "MISZCZU mistrz życia"-jest o tym, że można żyć z rakiem nie gubiąc optymizmu i marzeń.
    Życzę pogodnych , rodzinnych Świąt Wielkanocnych
    Alina

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Kasiu, wiem co przezywacie..moja córeczka Antosia tez chorowała na NB 4 st z przerzutem do szpiku i guzem na lewym nadnerczu. 8 blokow chemii COJEC potem operacja usunięcia guza wraz z nadnerczem, oczekiwanie na autoprzeszczep i...wznowa! kolejne 4 bloki chemii drugiej linii TDV..nie pomogło :( Antosia powiększyła grono Aniołków 14.12.2012...tez mieliśmy z mężem w planach wyjazd zagranicę w celu dalszego leczenie i zwiekszenia szans na przezycie Tosienki..nie udało się. Choroba wygrała zabierając nam nasze słoneczko. Nie mielismy szans na dobre zakonczenie calej tej strasznej historii. Ale Wam zyczę wytrwałości i wiary w happy end.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochane dziękuję za te piękne słowa.Myślami jestem z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co się dzieje z tym światem że nasze dzieci chorują na to świństwo, jestem mamą 7 letniej Zuzi z Buska Zdroju o chorobie dowiedzieliśmy się 4.01.2013r.Boże pomusz naszym dzieciom, proszę!!!!!!!!!!!!!!! Anna S.

    OdpowiedzUsuń
  7. W jakiej klinice w Niemczech chcecie podjac leczenie?
    zycze wytrwalosci i Bozego blogoslawienstwa

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, to najstraszniejsza rzecz na świecie, choroba dziecka:(
    jestem z Wami myślami i modlitwą, przelałam tyle ile mogłam na konto, po następnej wypłacie zrobię kolejny przelew
    Trzymajcie się mocno, przytulam Was i życzę spokoju i samych dobrych wiadomości
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymam kciuki. Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. Mam pojęcie co przeżywacie. Moja córka też miała nb, na szczęście na razie wszystko jest ok.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  11. Wejdź na blog chochot losu ( kslusia82) dziewczyna z Dabrowy tez leczyła się w Niemczech ale nie było efektu teraz jest w USA i jest reemisja 30% może warto się zastanowić. Nie mam wiedzy onkologicznej, nie wiem czy leczone są tam przypadki takie jak Twojej córki? Wiara czyni cuda!

    OdpowiedzUsuń
  12. Po prostu siedzę i ryczę....

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam! Widziałem właśnie Alicję w TVP3, a że akurat wczoraj zobaczyłam coś ciekawego na temat leczenia raka na YouTube pozwoliłem sobie wkleić link http://www.youtube.com/watch?v=YsT6qNk8_qQ , może już Państwo to widzieli, jeśli nie to myślę, że warto poświęcić godzinę aby się zapoznać z tym materiałem, można też znaleźć dużo informacji na ten temat w internecie . Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za Alicję!
    Damian

    OdpowiedzUsuń
  14. Całym sercem jesteśmy z Wami, trzymamy kciuki i modlimy się o dobre wyniki. K.M.M.

    OdpowiedzUsuń
  15. jestem z wami! trzymajcie się.
    w.

    OdpowiedzUsuń
  16. Trzymając mocno kciuki niewiele zrobię, dlatego zachęcam do zrobienia przelewu, sam to bez wahania zrobiłem, warto udostępnić dla znajomych np na FB i tam poprosić swoje otoczenie o pomoc... i trzymać kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie ma dnia, zebym o Was nie myslala: o dzielnej Mamie i Walecznej Alicji... Nawet nie jestem w stanie wyobrazic sobie, przez co przechodzicie i podziwiam za hart ducha...Najbardziej na swiecie boje sie choroby dziecka... Jakie to niesprawiedliwe. :( Trzymam kciuki, zeby wszystko potoczylo sie pomyslnie. Ania

    OdpowiedzUsuń