U nas jako tako,Alicja znowu ma silny kaszel i dodatkowo katar.Dzisiaj rano ,zaraz po podpięciu chemii Alicja zaczęła skarżyć się na bóle brzucha.Na szczęście po wymasowaniu brzuszka ból ustapił.Apetyt trochę gorszy niż wczoraj .
Dzisiaj mija dokładnie rok od autoprzeszczepu szpiku kostnego Aluśki,który mieliśmy w Krakowie.Jak ten czas pędzi.Pamiętam jak jechaliśmy na przeszczep pełni nadziei i wiary na to ,że jesteśmy prawie przy końcu leczenia i ,że wszysko będzie dobrze.Potrafię odtworzyć każdą minutę tamtego dnia.Sam przeszczep trwał tylko trzydzieści minut ,pamiętam jak Alicja zdążyła tylko krzyknąć-,,mamo jak to śmierdzi"i potem praktycznie niebyło z nią kontaktu.Na przemian wymiotowała i płakała.Pamiętam ,że jedna z lekarek podeszła do mnie i podając chusteczkę powiedziała ,żebym nie płakała bo dzieci tak właśnie reagują na przeszczep i to w zasadzie normalne.Jednak to nie przeszczep był najgorszy tylko to co działo się w kolejnych dniach po przeszczepie.Spadek leukocytów,dół totalny,biegunki i wymioty ,popalone gardło ,problemy z oddychaniem.Nie ma nic gorszego niż świadomość ,że jesteś obok dziecka a nie jesteś w stanie mu pomóc.Pamiętam że Alicja w pewnym momencie była w tak złym stanie ,że nie reagowała nawet na to ,że jestem,że do niej mówię,że ją głaskam.Nic nie kontaktowała,tylko cały czas spała.Aż nadszedł dzień kiedy szpik podjał pracę,z każdym następnym dniem było coraz lepiej,Alicja zaczęła funkcjonować,powoli wracała moja rozbrykana Alusia.Po powrocie z Krakowa rozpoczęliśmy serię badań kontrolnych w naszym szpitalu w Chorzowie.Tak bardzo wierzyłam ,że to już prawie koniec,że tylko jeszcze seria naświetlań przed nami i że będziemy mogli powoli odetchnąć.Ktoś chyba tam na górze miał jednak inne plany względem Alicji.Gdy dowiedziałam się,że jednak komórki nowotworowe nadal są nie mogłam w to uwierzyć.Jak to możliwe?Przecież Alicja przeszła MEGA chemię,przecież miało być już dobrze.Nie umiałam się z tym pogodzić,uważałam że to takie niesprawiedliwe,musialo minać naprawdę sporo czasu nim ogarnęłam jakoś to wszystko .Dotarło do mnie ,że ja nie mam na nic wpływu,że muszę pogodzić się z tym co jest i iść dalej.Wiem też ,że bez rozmów z psychologiem bym sobie nie poradziła-mimo ,że na początku leczenia byłam wielkim przeciwnikiem takiego typu pomocy.Uważałam że nikt nie jest w stanie zrozumieć tego co czuję.Psycholog pomógł mi oswoić się ze swoimi lękami,obawami,uświadomił mi że mam prawo być zła,rozczarowana a nawet rozgoryczona,pomógł mi zmierzyć się z tym wszystkim co tkwiło we mnie głęboko .Dzisiaj toczymy nasza walkę dalej-nie poddajemy się i cały czas wierzymy że dla nas też kiedyś zaświeci słońce .Wierze ,że każdy z nas musi przejść drogę po swoje szczęście.Jedni mają tą droge prostą ,wręcz z górki,inni tak jak my muszą się pomęczyć,wiele pokonać ale mocno wierzę w to ,że dotrzemy do naszego upragnionego celu.
Oczywiście Kochana dacie radę, dotrzecie do celu! Jesteś taka dzielna- Mamo Alusi! A Alusia jest mimo wszystkich cierpień tak pogodnym dzieckiem- to prawdziwy cud miłości. Cieszę się, że pomoc psychologiczna dotarła do Was i pomogła. Sama jestem psychologiem w szpitalu dziecięcym, miło słyszeć, że ta nasza robota pomaga;). Trzymajcie się Dziewczyny, dokładnie tak jak piszesz, trzeba iść do przodu! A pozłościć się i popłakać czasem trzeba też- to najbardziej ludzkie w nas...Buziaki Dorota
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się dziewczyny, duzo zdrowia dla Mamy i Alusi, Mama Ali jest super kobitką, podziwiam i zycze dużo zdrowia Pani Kasiu :-))
OdpowiedzUsuńPRZEPIĘKNE KILKA OSTATNICH ZDAŃ. jestem z Wami sercem i modlitwą:-)
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się, dużo ludzi jest z Wami duchem :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko się udało i mała może znów cieszyć się zdrowiem. Ja u siebie w domu bardzo chętnie używam nawilżaczy powietrza jak https://duka.com/pl/agd/nawilzacze-powietrza aby żadne z maluchów nie musiało być narażone na suche powietrze, które zresztą dobre nie jest.
OdpowiedzUsuń